Praca z Mistrzyniami

27/07/2015

No cóż… wywiało mnie 9 lipca do Kielc. A to za sprawą Edyty Zając-Chruściel. Zostałem zaproszony do pomocy przy „Liściastym ślubie”. „Liściastym”, ponieważ w całej dekoracji przeważały liście, z kwiatów była tylko gipsówka, mikołajek i doniczkowa lawenda. Zdumiewająca dekoracja, szokujące zlecenie i klienci, którzy byli na tyle odważni by mieć swój własny „liściasty ślub”.


Reklama

Do Kielc przyjechałem wraz z Katarzyną Gretą Szymkowiak. Z Poznania do Kielc jest 5 godzin jazdy, a że oboje byliśmy tego dnia w pracy – do Kielc przyjechaliśmy wykończeni, ale z dobrym humorem. Na drugi dzień Edyta oprowadziła nas po swoim zacnym królestwie, Kwiaciarni Pokusa. Kwiaciarni, której śmiało można pozazdrościć, a koniecznie choć jeden raz w życiu powinno się ją zobaczyć. Przemiła załoga kwiaciarni, pełen profesjonalizm i ten klimat… klimat tego miejsca nie pozwala szybko z niego wyjść. Kobitki tam pracujące bardzo serdeczne i uśmiechnięte. Ale nie o kwiaciarni tutaj mowa… Powróćmy do ślubu…

Przyjechaliśmy na sale… Po wniesieniu świeczników, klatek, stojaków, donic, 30 pełnych wiader eukaliptusów, starca, mikołajka i całej reszty, rozłożyliśmy folię, rozstawiliśmy stoły i mogliśmy zabrać się do pracy. Z Katarzyną w pierwszej kolejności przyszło nam dekorować klatki. Praca poszła bardzo sprawnie, robota taśmowa, trzymanie się pierwszego wzoru zrobionego przez Edytę i poszło. Najpierw liście dębu, później eukaliptus, starzec, oliwka, mikołajek i gipsówka. Trzymanie się jednakowej formy, ułożenia i ciężkości. To był iście duży stres. Mając przy sobie Panią Szymkowiak, która będąc obok, pokaże mi każdy mój błąd, oraz zacnej szefowej, która stojąc 20 metrów dalej widziała każde niedociągnięcie i stale spoglądała czy wszystko jest dobrze. Co nie oznaczało, iż zacna szefowa się leniła i z rękami złożonymi za plecami chodziła „krokiem prezesa” między nami, lecz żwawo pracowała tworząc kompozycję jedna za drugą. Edyta zauroczyła mnie swoim profesjonalnym podejściem, liczyła się z każdym naszym zdaniem, niczego nie negowała, wręcz zachęcała nas do czynnego udziału w tworzeniu tej dekoracji.

20150711_0332

Urzekła mnie różnorodność form przy użyciu jednakowego materiału. Te same kwiaty znajdowały się w klatkach, wysokich lampionach (najwyższe miały 160 cm), stojakach na stołach, długiej kompozycji na stół prezydialny, kompozycjach w wazach ustawionych na postumentach, które przy nim stały, girlandach, itd. Pomysły tej kobiety są nieograniczone. Wszystko razem prezentowało się naprawdę pięknie. Całości dopełniał blask świec i zapach lawendy ustawionej w koronkowych osłonkach. W odbiorze dekoracja była niby zimna – to w końcu w większości liście, a zarazem tak zaskakująca, tak ujmująca, tak fantastyczna.

Na sobotę pozostała nam do wykonania dekoracja kościoła. Wstępną dekorację zaczęliśmy już przygotowywać w kwiaciarni Pokusa. No… w kwiaciarni, która ma DWA zaplecza (do tej pory jestem zszokowany) jest to możliwe. Dziewczyny pracujące u Edyty były bardzo pomocne, dekorację na ławki robiły razem ze mną, przyniosły mi kawę gdy widziały że opadam z sił i na każde moje dziwne pytanie w stylu: „gdzie ja to znowu położyłem?” one mi już zagubioną rzecz podawały :).

Nazajutrz jadąc z dekoracją do kościoła zaśmiałem się do Marcina Chruściela: „ale by było zabawnie jakbyśmy mieli jeszcze pogrzeb przed ślubem”. No i… wykrakałem. Na szczęście między pogrzebem, a ślubem mieliśmy jeszcze wystarczająco dużo czasu by wszystko przygotować. Bardzo mi się podobała organizacja. Każdy wiedział co ma robić. Nikt się nikogo o nic nie pytał. Brał ze sobą wszystkie niezbędne rośliny i narzędzia – działał. Edyta która widziała każdy maleńki brud na doniczce, i Kasia, która musiała każdą kompozycję dopiąć „na ostatni guzik” – to był dla mnie zespół marzeń. Perfekcyjny, a zarazem pomysłowy. Ja osobiście kościołem byłem najbardziej zachwycony. Biały dywan który dopełniał całą oprawę. Białe klęczniki i krzesła. Ta „surowość” i prostota kompozycji. Cudowne.

20150711_0444

Ale muszę przyznać, że w takich dekoracjach, każdy, ale to absolutnie każdy powinien pamiętać o pewnej bardzo ważnej rzeczy. Koniecznie aparat i koniecznie dobry fotograf. Ale o to Edyta nie musiała się martwić. Cały czas był obecny Marcin Chruściel. Para doskonała. Bez dobrych zdjęć pozostało by wszystkim mówić: „no na Sali to było dużo ładniej”. Dobry fotograf to podstawa.

Satysfakcja z wykonanej pracy – 100 %. Satysfakcja z pracy z takim zespołem – 1 000 000 %.

To doświadczenie które polecam każdemu. Pracować choć raz w tak profesjonalnym zespole to zaszczyt i wyróżnienie. Podpatrzenie pracy innych, tego jak są zorganizowani i dają z siebie 1000%. To było bardzo ekscytujące doświadczenie, pełne radości, zmęczenia, wygłupów i szaleństwa, ale przede wszystkim ciepła, które każda z tych osób mi dawała. Polecam pracę z Edytą Zając-Chruściel i polecam pracę z Katarzyną Gretą Szymkowiak. Obrzydliwie zdolne, bardzo skromne i perfekcyjne do bólu. Efekty naszej wspólnej pracy na załączonych w artykule zdjęciach.

foto: Marcin Chruściel

O autorze

Michał Nica

Absolwent Polskiej Szkoły Florystycznej. Pasję do kwiatów zaszczepiła mu mama. Istne "dziecko kwiaciarni". Jego zdaniem dobry florysta łączy umiejętności rzemieślnicze z artystyczną duszą. II Wice Mistrz Juniorów w 2012 r, zwycięzca konkursu na najlepszy bukiet ślubny na Targach Special Days i Gardenia w Poznaniu w 2015 r. Od 11 lat nierozłącznie związany z florystyką.