Jesteśmy w otwartej przed tygodniem kwiaciarni „Niezłe kwiatki” w Krakowie. Pierwsze co widzimy po wejściu to kwiaty doniczkowe w dużej ilości i szerokim asortymencie. Drugie, to pyszna kawa z ekspresu i ciasteczka, którymi witani są klienci kwiaciarni. Piękny lokal urządzony w dobrym stylu, całkiem spory, bo 80 metrów z zapleczem technicznym. Wyróżnikiem jest miejsce do spotkań z klientami, które oddzielone jest od głównej części lokalu szklaną ścianą z drzwiami przesuwnymi. Jesteśmy umówieni z właścicielką kwiaciarni Niezłe Kwiatki Dorotą Rusiniak, która opowie nam o swoim nowym przedsięwzięciu, o tym jaki miała pomysł na otwarcie kwiaciarni i… nie tylko.


Reklama

ForumKwiatowe.pl: Florystyką zajmujesz się już od dłuższego czasu i nie jest to twoje pierwsze miejsce. Co sprawiło, że znalazłaś się w tej właśnie branży?

Dorota Rusiniak: Pracownię florystyczną prowadzę już od kilkunastu lat. Zaczęło się to od targów ślubnych, na których była moja siostra. Wróciła z targów z bukietem ślubnym i po prostu  powiedziała mi, że powinnam właśnie coś takiego robić i w tym powinnam się odnaleźć. Pracowałam wtedy w korporacji, ale byłam nieszczęśliwa. Nie robiłam tego co chciałam. Praktycznie zaraz po słowach mojej siostry podjęłam decyzję, że idę na kurs florystyczny. Targi były w listopadzie, w grudniu zrezygnowałam z pracy, a w styczniu już byłam w Poznaniu. Pod okiem Roberta Miłkowskiego stawiałam pierwsze kroki w PSF. Było to chyba w 2007 roku.

Ukończyłaś kurs podstawowy?

Tak. Po nim od razu wystawiłam się na targach, gdzie pojawiła się moja pierwsza klientka. Była to  moja sąsiadka. W ten sposób rozpoczęłam działalność mojej pracowni florystycznej, którą rozwijałam przez kolejne lata.

Potem były obrazy z mchu?

Tak. Potem zaczęłam poszerzać swój zakres działalności. Na początku były to tylko śluby, ale pomyślałam, że fajnie by było znaleźć klienta biznesowego. Zaczęłam więc robić zieleń do biur.

Doświadczenie z korporacji zadziałało,  poznałaś ich potrzeby…

Też, dokładnie. Te zielone ściany pomogły mi rozwinąć skrzydła, bo to były zlecenia z fajnymi budżetami. Mogłam więc zatrudnić kolejne osoby i rozwijać działalność również w bardziej “zielonym” kierunku.

Dorota Rusiniak, fot: Ewa Łagowska

Skąd w takim razie wziął się pomysł na otwarcie kwiaciarni w czasie pandemii?

Pomysł na otwarcie kwiaciarni wynikał z potrzeby sytuacji. W marcu pojawił covid. Nagle okazuje się, że w biurach jest pusto, wesela również zostały mocno ograniczone. Marzec, kwiecień i maj to była tragedia. Nadrabiałyśmy później w czerwcu, lipcu i sierpniu, natomiast we wrześniu sytuacja była bardzo dobra. Nastąpiła kumulacja przełożonych wesel z wiosny i lata. Miałyśmy też dużą realizację w Arenie (Tauron-Arena, hala koncertowa w Krakowie – red.) gdzie robiłyśmy całą strefę relaksu. To nam pozwoliło trochę odrobić straty.

I przyszła jesień, gdy nagle sytuacja znowu się załamała..

Tak, dokładnie. Pojawił się też strach, bo było wiadomo, że to nie jest tylko na chwilę.

Okazało się też, że wesel właściwie nie będzie do wiosny…

Tak. Chociaż ja jestem przygotowana na to, że wesel nie ma i nie będzie. Problem w tym, że my robimy dużo eventów, konferencji, imprez biznesowych. Na Święta Bożego Narodzenia robiłyśmy dekoracje i warsztaty – w wielu hotelach w Krakowie i wielu korporacjach, gdzie miałyśmy na prawdę dobre budżety. W grudniu było tak dobrze, że mogłam utrzymać pracownię w styczniu i w lutym. Nagle się okazuje, że klient korporacyjny zamiast złożyć u mnie zamówienie na 20 tysięcy bierze stroik za 100 złotych.

To zdecydowanie zmienia sytuację!

Dlatego podjęłam szybką decyzję, że trzeba wyjść do klienta indywidualnego, tym bardziej, że my zaczęłyśmy go zdobywać już w marcu. Gdy pojawił się covid, to zaczęłyśmy realizować kwiaty z dostawą, czyli kwiaty na balkony, do skrzynek, proponować klientom zestawy – na przykład kwiaty z ziemią. Dowoziłyśmy bukiety, flower boxy, wiązanki na pogrzeb. Wcześniej tego nie robiłyśmy, ponieważ bardziej trafiałyśmy do klienta biznesowego i ślubnego. Uznałyśmy, że skoro tych nowych klientów jest coraz więcej, to może wykorzystamy to i zrobimy miejsce stacjonarne.

Czyli pomysł na otwarcie kwiaciarni „Niezłe kwiatki” sprawdził się?

Tak, ale odważyłam się to tylko i wyłącznie dlatego, że za mną była jakaś historia. Wielu klientów przychodzi tu, bo zna markę. Poza tym bez tak fantastycznych ludzi, z którymi pracuję, bez mojego zespołu, chyba bym się tego nie podjęła. Wolałabym przeczekać ten czas, zaszyć się gdzieś z książką i wyłączyć się, a nie walczyć. Nie miałabym na to siły. Ale mam na prawdę cudowne osoby wokół siebie, które bardzo mi pomagają w tym co robię.

Kwiaciarnia jest sposobem na przetrwanie całego zespołu?

Jest to po prostu szukanie sposobu na zarobienie pieniędzy. W tym momencie chciałabym, żeby kwiaciarnia zarobiła na utrzymanie pracowni, która jest na minimalnym poziomie zarobków. Coś tam jest na plus, ale podejrzewam, że styczeń i luty będą bardzo słabymi miesiącami.

Czyli covid pchnął cię w nową działkę biznesową. A jak jest z zamówieniami – czy są jakieś problemy z dostawami?

Nie widzę problemu, niewiele się zmieniło. Mamy wiele kwiatów doniczkowych, które bierzemy z Holandii. Jest o tyle fajniej, ze możemy wziąć to, co nam się podoba i wstawić do kwiaciarni, a nie tylko te rośliny, które wybrał klient do biura. Jeżeli chodzi o kwiaty cięte, to też niewiele się zmieniło. Być może w asortymencie jest więcej kwiatów trwałych.

Bardzo pomocne są social media. Gdy wrzucamy coś na Facebooka, to potrafimy mieć nawet 20 udostępnień. Mamy takie sytuacje, gdy przyjeżdżają klienci z daleka żeby kupić coś co widzieli w internecie. Dodatkowym plusem tego miejsca jest parking, który zdecydowanie ułatwia zakupy i odbiór zamówień. Klienci często pytają, czy można podjechać pod kwiaciarnię.

Pierwszy tydzień za wami, z tego co zdążyliśmy się zorientować – udany. Klienci codziennie przychodzą, kupują, a jeśli to konieczne, to czekają przed drzwiami ze względu na ograniczenia pandemiczne. A jakie masz plany na przyszłość? Co będzie po pandemii?

Myślę, że kwiaciarnia i pracownia będą trochę jak dwa niezależne byty. Każdy będzie funkcjonował osobno, może tylko będzie między nimi rotacja pracowników w zależności od ilości pracy w danym miejscu i czasie. Wiadomo, że na przykład w Dzień Kobiet jest dużo pracy w kwiaciarni, a w pracowni nie, za to latem jest na odwrót. Myślę, że pracownia zacznie normalnie funkcjonować dopiero jesienią. W międzyczasie walczymy też z biurami, mam specjalnie oddelegowaną pracownicę, która cały czas zajmuje się pozyskiwaniem klientów na zieleń i zielone ściany. Mimo tej trudnej sytuacji jaka panuje na rynku jakoś to się udaje. Cieszą nas te zlecenia, bo czasami jedno potrafi nam pokryć połowę wszystkich kosztów. Poza tym dają nam one możliwość stałej obsługi i dodatkowego zarobku, bo my te rośliny pielęgnujemy, podlewamy. Mamy też stały kontakt z klientem, dzięki czemu możemy oferować mu kolejne produkty, na przykład stroiki, pakowanie prezentów dla pracowników czy kwiaty na recepcję

Dziękujemy za rozmowę.

O autorze

Forum Kwiatowe

Dostarczamy treści dla florystów, właścicieli kwiaciarń i freelancerów. Masz coś do powiedzenia o florystyce i chcesz się tym podzielić z innymi miłośnikami kwiatów? Dowiedz się jak dołączyć do grona autorów. O autorach forumkwiatowe.pl